Archeologia to nie nauka ścisła, dlatego bezustannie musi być weryfikowane to, co wydaje się nam oczywiste i już dawno ustalone. Spiegel Online opisuje jak ostatnio gorzką (albo raczej śmierdzącą) pigułkę musieli przełknąć muzealnicy ze szwajcarskiego miasta Zug.
W 1997 r. w pobliżu miasta, nad jeziorem o tej samej nazwie, archeolodzy badali osadę palową (ludy zamieszkujące od ok. 5000 do 500 r. p.n.e. nad alpejskimi jeziorami budowały domy na palach). Jednym ze znalezisk był skamieniała grudka z reszkami zbóż i orzechów. Ponieważ kształtem przypominała bułkę, uznano ją za prehistoryczny chlebek, który któremuś z mieszkańców osady palowej wpadł do wody, dzięki czemu zachował się do naszych czasów. Gdy przed trzema laty szwajcarskie osady palowe zostały wciągnięte na listę światowego dziedzictwa UNESCO, miasto postawiło na wyeksponowanie przeszłości, umieszczając „chleb z osady palowej” na honorowym miejscu w miejscowym muzeum. Lokalni piekarze, wyczuwając koniunkturę, zaczęli piec chleb z orkiszu i orzechów laskowych. Wiadomo, że w menu mieszkańców osad palowych te dwa składniki były obecne, ale tak naprawdę skład ciasta chlebowego z Zug dotychczas nigdy nie był laboratoryjnie przebadany, dlatego Museums für Urgeschichte(n) postanowiło dowiedzieć się dokładnie, co w nim było.
Pod koniec marca tego roku, „pradziejowy chleb z Zug” trafił pod mikroskop Andreasa Heissa z uniwersytetu w Wiedniu. Badania specjalisty od pradawnych wypieków okazały się druzgocące dla całej misternie utkanej teorii o najstarszym chlebie miasta i kantonu Zug. Skamienia „bryłka ciasta” okazała się koprolitem czyli skamieniałymi odchodami osobnika, który jadał rośliny, ale zapewne również i mięso. Wyniki badań zdezorientowały pracowników muzeum, ale poszli za ciosem i postanowili dokładniej przebadać okoliczności, w jakich znaleziono „gównianą bułeczkę”. Do badania radiowęglowego wysłano fragmenty drewna ze skrzyni, w której znaleziono koprolit. Datowanie C14 wykazało, że drewno jest dużo starsze niż dotąd przypuszczano, bo ma aż 12 tys. lat. Nic dziwnego, że muzeum planuje powtórzenie badań w innym laboratorium i dokładniejsze badania koprolitu, bo nagle pojawia się pytanie czy to w ogóle ludzkie ekskrementy. Póki co w Zug informacje o zaskakujących wynikach badań laboratoryjnych nie przebiły się do świadomości mieszkańców miasta, a w piekarniach nadal można kupić orkiszowy „Pfahlbaubrot” (chleb z osady palowej).
Jeśli ktoś myśli, że piszę o przejściach muzealników z miasta Zug po to, by się z nich wyśmiewać, to się myli. Przypuszczenia archeologów, że mają do czynienia z ciastem na pradziejowy wypiek nie były bezpodstawne, a duma mieszkańców miasta z posiadania najstarszego chleba, uzasadniona. Cała historia pokazuje tylko jak bardzo archeologia, a tym samym wiedza o przeszłości, zależna jest od innych nauk, zwłaszcza ścisłych. Próby wyciągania wniosków tylko na podstawie metod archeologicznych, albo tego co się nam wydaje, obarczone są zbyt wielkim błędem. „Bułka z Zug” to tylko jeden przykład, który udało się zweryfikować (choć badania się jeszcze nie skończyły i kto wie jakie będą końcowe rezultaty). Jestem przekonana, że gdyby do laboratoriów zaczęto wysyłać wszystkie „niepewne” zabytki, to co i rusz dowiadywalibyśmy się o kolejnych pomyłkach naszych poprzedników. Być może w przyszłości to właśnie będzie zadanie archeologów – weryfikacja tego co zostało zbyt pochopnie, albo z braku odpowiednich metod, błędnie wydatowane, nazwane lub przyporządkowane. Najbardziej będzie bolało, jeśli trzeba będzie zmieniać dumną wizję przeszłości na bardziej przyziemną. Niestety nie da się tego uniknąć.
12 czerwca o godz. 9:32 1028
Polecam !!!
https://www.facebook.com/PolskaAntropologiaFizyczna/timeline