Kilka razy w roku odbywają się w naszym kraju konferencje lub debaty na temat GMO (genetycznie zmodyfikowanych organizmów). Chodzę na nie (a czasami nawet jestem zapraszany jako prelegent) z racji moich zainteresowań i publikacji na łamach POLITYKI. Niedawno uczestniczyłem w dwóch takich imprezach, a w międzyczasie odbywała się jeszcze trzecia. Ich hasła (na ogół: „Czy GMO jest bezpieczne?”) nie zmieniają się od lat, przebieg też. Momentami przypominają nawet skecze rodem z Monty Pythona.
W trakcie takich imprez zwolennicy GMO przywołują kolejne raporty, artykuły naukowe etc., a przeciwnicy mówią dokładnie to samo, co 15, 10 czy 5 lat temu. Inna charakterystyczna cecha takich spotkań: występujący w ich trakcie naukowcy broniący GMO to specjaliści w dziedzinie genetyki czy ochrony roślin, często mający na swoim koncie badania nad biobezpieczeństwem GMO. Natomiast naukowcy przedstawiający się jako przeciwnicy nigdy nie skalali się żadną publikacją naukową dotyczącą GMO lub choćby jednym przeprowadzonym eksperymentem. To skądinąd bardzo ciekawe, że osoby mające dostęp do laboratoriów (np. dr hab. Ewa Rembiałkowska, profesor SGGW) i przedstawiające rośliny GMO jako straszliwe zagrożenie dla ludzkości i przyrody – nic nie robią, by udowodnić swoje tezy i ogłosić ten fakt światu.
Na jednej z takich konferencji pewien profesor z Instytutu Weterynarii w Puławach proponował wręcz rodzimym naukowcom zwalczającym GMO udostępnienie za darmo całej infrastruktury instytutu do przeprowadzenia eksperymentów. Bez odzewu. Zapytałem też kiedyś e-mailowo dr hab. Katarzynę Lisowską, jedną z czołowych anty-GMO wojowniczek, dlaczego sama nie zrobi badań na temat zgubnych skutków modyfikacji roślin. Otrzymałem następującą lakoniczną odpowiedź: „Nie będzie mi pan dyktował, czym mam się zajmować w swojej pracy naukowej”.
Hmm, to dość dziwne, gdyż determinacja dr Lisowskiej, by zabierać publicznie głos w sprawie GMO, jest tak ogromna, że nie ma ona oporów przed występami na imprezach, które każdy poważny naukowiec powinien omijać szerokim łukiem. Co ciekawe, ostatnio dr Lisowska zaczyna publicznie przebąkiwać, że być może rośliny GMO nie są szkodliwe dla zdrowia (przepraszam, powinienem być bardziej precyzyjny: że póki co nie ma mocnych dowodów szkodliwości – czytaj, pewnie są, ale ich jeszcze nie uzyskano), jednak powodują negatywne skutki społeczno-ekonomiczne. Na potwierdzenie tego pokazuje slajd, z którego wynika, że w którymś kraju Ameryki Południowej (chyba chodziło o Argentynę) ludzie przenoszą się ze wsi do miast (sic!).
W tym roku, po kolejnej konferencji na temat GMO, zacząłem odczuwać narastającą frustrację i znużenie ich rytualizacją, a przede wszystkim wierzyć w sens jakiejkolwiek racjonalnej debaty. Wygląda to bowiem mniej więcej tak (to prawdziwy przykład z publicznej dyskusji sprzed ponad miesiąca):
Ja: Dziś świat nauki jest zgodny co do tego, iż zastosowanie inżynierii genetycznej stanowi bezpieczną metodę otrzymywania nowych odmian roślin. Świadczą o tym liczne stanowiska towarzystw naukowych, setki wiarygodnych publikacji i raporty z wieloletnich badań finansowanych z publicznych środków.
Pani przeciwniczka GMO, często występująca w mediach (Dorota Metera): To nieprawda. GMO za bezpieczne uważa zdecydowana mniejszość naukowców, to zupełny margines.
Ja: (pokazując publiczności ten plakat): Czy mogłaby pani podać przykład negatywnego stanowiska wobec GMO jakiejkolwiek prestiżowej instytucji/organizacji naukowej lub raportu z wieloletnich badań, dowodzącego szkodliwości obecnie uprawianych roślin GMO dla zdrowia ludzi, zwierząt lub środowiska?
Pani: Nie mam ze sobą takich gadżetów jak pan [chodziło jej o plakat]. Nie, nie jestem w stanie podać takiego przykładu.
Przykład drugi (konferencja na temat GMO sprzed tygodnia): wystąpienie (slajdy, PowerPoint etc.) pana z tytułem doktora inżyniera reprezentującego SGGW (ze stajni wspomnianej prof. Rembiałkowskiej). W jego trakcie pada stwierdzenie, że rośliny GMO zostały wyposażone w gen terminatorowy (sprawiający, że nasiona w następnym pokoleniu są sterylne, więc rolnikowi nic z nich nie wyrośnie – złe koncerny w ten sposób uzależniają biednych farmerów). Technologia taka rzeczywiście istnieje (nazywa się GURT), ale nie jest stosowana w żadnej z roślin GMO obecnie uprawianych na świecie. To jeden z wielkich mitów dotyczących GMO. Więc proszę publicznie owego pana doktora, by podał choć jeden przykład takiej rośliny znajdującej się w komercyjnym obiegu. Pan doktor, trochę zaskoczony, zaczyna dukać, że on nie zna tak dobrze wszystkich roślin GMO, ale przecież o genach terminatorowych mówią same koncerny biotechnologiczne.
Przykład trzeci: w tym roku po raz kolejny słyszę na owych debato-konferencjach, że rośliny GMO nie dają wyższych plonów, opłaty za materiał siewny (lub sadzonki) są wyższe, rośnie zużycie pestycydów. Generalnie powodują same straty. Czyżby więc – zastanawiam się – miliony rolników, zarówno w krajach wysoko rozwiniętych (USA, Kanda), jak i rozwijających się, były aż takimi idiotami, żeby z roku na rok kupować coraz więcej droższego ziarna GMO, gorzej plonującego, z którego wyrosną rośliny wymagające więcej oprysków i czyniące z farmerów niewolników koncernów?! (Jak jest naprawdę, można przeczytać np. tu i tu).
W swojej ogromnej naiwności sądziłem, że przeciwników GMO (a przynajmniej ich część) mogą przekonać takie wiarygodne publikacje: 1, 2 i 3. Przyznaję, błądziłem niczym dziecko we mgle. Dziś mam poczucie kompletnego bezsensu dyskusji. Jeśli bowiem zabraknie innej argumentacji, to przeciwnicy GMO zaczną domagać się dowodów, że rośliny transgeniczne nie spowodują inwazji obcej cywilizacji na naszą planetę.
Jaki z tego płynie morał? Zacznijmy od opisu sytuacji: w Europie aktywistom anty-GMO udało się przeprowadzić bardzo skuteczną kampanię piarową, która nastraszyła opinię publiczną. Dodatkowo ludzie nie mają bladego pojęcia o biotechnologii, jak wygląda współczesne rolnictwo, jak uzyskuje się nowe odmiany roślin, co jest, a co nie zmodyfikowane genetycznie. A politycy (głównie europejscy) zbijają na tych fałszywych wyobrażeniach i strachu przed GMO polityczny kapitał, czego przykładem są Francja, Niemcy czy Polska. Żadną dyskusją, apelowaniem do rozsądku, publikacjami tego się nie zmieni.
Zmienić może to jedynie brutalna ekonomia, a dokładniej mówiąc przełomowe cechy roślin GMO. Wydawało się, że czymś takim będą odmiany Bt (np. kukurydza), czyli potrafiące bronić się przed szkodnikami i niewymagające oprysków. To głównie dzięki nim od 1996 r. zaoszczędziliśmy w skali globalnej ok. 500 mln kg pestycydów. Jednak okazało się, że nawet takie osiągnięcia biotechnologii to za mało.
Potrzeba czegoś o wiele bardziej spektakularnego. Pisałem niedawno o roślinach przyszłości, czyli np. ryżu z ulepszoną fotosyntezą i odmianach potrafiących absorbować azot z atmosfery (potencjalna rewolucja w nawożeniu). Artykuł na ten temat opublikowała również „Gazeta Wyborcza”. Dzięki takim wynalazkom plony pszenicy i ryżu mogą skoczyć aż o 60 proc. Tego już nie da się zignorować i europejscy rolnicy zaczną masowo oraz zdecydowanie domagać się dostępu do technologii, która pozwoli im być konkurencyjnymi. Tak jak dziś protestują polscy (i nie tylko) farmerzy uprawiający kukurydzę, którym zabroniono korzystania z MON810, tylko że ich głos jest za słaby.
Dla mnie zaś cała ta historia oznacza jedno: nie wezmę już udziału w żadnej konferencji na temat GMO zorganizowanej w dotychczasowym formacie, czyli z udziałem przedstawicieli zjawiska, które nazywam „nauką smoleńską”. Jeśli ktoś chce spierać się ze zwolennikami płaskości Ziemi, proszę bardzo. Można wszystko. Ale beze mnie. Monty Pythona wolę w oryginale.
5 listopada o godz. 12:18 2271
Panie Marcinie, z żalem stwierdzam, że osiągnął Pan stan beznadziejności propagandysty GMO trochę później niż ja. Ale i z radością, że później, bo w „międzyczasie” dostarczał mi Pan kolejnych odnośników na prace ale też obelgi z obu stron, które postanowiłam sama ignorować. Trudno, życie pokaże. Sw0ją drogą mój syn, zresztą inżynier, dalej twierdzi, że koncerny wykonuj niesłychanie szkodliwą robotę a uczciwi naukowcy tego nie widzą, bo fascynuje ich sama technologia.
5 listopada o godz. 13:19 2272
Rzeczywiście dyskusji było już dość, czas przejść do innych działań. Wiele grup obywateli walczy, czasem przez długie lata, o prawa gwarantowane konstytucją i ustawami w sądach. W wielu przypadkach bardzo skutecznie. Czasem wystarczy WSA, czasem NSA (jeżeli chodzi o decyzje administracyjne), a czasem trzeba iść przez jeszcze kilka szczebli. Czas na litygację strategiczną i w tej sprawie.
5 listopada o godz. 17:36 2274
Rafał, sądzenie się nic nie da, właśnie dziś zapadł absurdalnie głupi wyrok w TK w sprawie konopii. Absurdalny jeśli chodzi o uzasadnienie. Sądy są niezawisłe w swoich wyrokach, nie są jednak niezawisłe jeśli chodzi o myślenie, myślenie mają polityczne, patrzą na konsekwencje swoich wyroków, nie ma zgody politycznej na legalizację konopii, nie ma na GMO, wyroki zapadną zgodnie z wolą polityczną większości społeczeństwa którą reprezentuje Parlament.
Zresztą zgadzam się z tym, nie z wyrokami, ale z taką praktyką, prawo stanowi Sejm a nie Trybunał, jeśli większość społeczeństwa jest nielogiczna, trzeba to uszanować i się podporządkować:(
5 listopada o godz. 18:53 2275
Jak to jest z bezplodnoscia u szczurow karmionych tymi roslinami – to bzdura czy prawda?
5 listopada o godz. 19:47 2276
@bobek
Krótko: kompletna bzdura.
5 listopada o godz. 22:46 2280
Rozmowy o szkodliwości GMO z nawiedzonymi oszołomami to strata czasu. Przykre jest tylko to, że część z tych niby fachowców jakimś cudem ma tytuły naukowe, co źle raczej świadczy o poziomie polskiej nauki w zakresie biologii lub kiepskiejselekcji naukowców. Póki co nieźle wszyscy żyjemy na kukurydzianej skrobi i syropie z obu Ameryk, o 95 % soi jako paszy i dodatku do żywności nie wspomnę. Aha, oszołomy zapominają o taniej bawełnie GMO, dzięki czemu każdy może się tanio odziać, a grunty w tropikach nie są zatruwane przez dawno zakazane w Europie środki 1 klasy toksyczności na różne przypadłości tych upraw. Same włókna też nie są już skażone pestycydami o czym jakoś nikt nie rozmawia. Postęp zwycięży.
6 listopada o godz. 4:32 2282
Panie Marcinie,
Do oponentów GMO i szczepień nie przemawiają żadne naukowe argumenty dlatego że: to jest RELIGIA. Ma swoich świętych, biskupów, niepodważalną pewność swoich prawd. Przekonać ich nie można ale należy walczyć aby zminimalizować zasięg ich propagandy.
Bardzo cenię Pana artykuły i oddanie sprawie. Proszę się nie poddawać ale i nie angażować emocjonalnie, wygramy tę walkę.
6 listopada o godz. 13:07 2285
@JackT
Rzeczywiście, jest w tym coś z religii.
Bardzo dziękuję za miłe słowo. I nie zamierzam się poddawać, tylko przestać chodzić na tego typu konferencje, o których wspominam w blognotce, bo to nie ma sensu. Natomiast o GMO będę oczywiście dalej pisał.
7 listopada o godz. 11:25 2288
to chyba bardziej złożona sprawa niż „kto ma pełną rację”. z jednej strony antygmo nie mają badań (coś tam we Francji było słyszałem, jakieś wyniki) i to słabo, z drugiej to że ich nie ma nie przesądza sprawy. obrońców klimatu jeszcze 5 lat temu też wrzucano do wora z oszołomami a jednak obecnie naukowcy są zgodni co do wpływu człowieka na środowisko. oczywiście że korporacje to nie samo zło, czasem wręcz przeciwnie, jednak wiadomo, że nie są zainteresowane wypuszczaniem na rynek samych społecznie użyecznych produktów biznesowych tylko zyskiem a ten czasem, zwłaszcza po inwestycjach poniesionych w ten produkt, wymaga „relatywnego podejścia w etyce” czego przykładem były niektóre lekarstwa wypuszczane na rynek z wiedzą że mogą być szkodliwe
8 listopada o godz. 15:02 2292
Ja myślę, że u podłoża „wiary”, iż GMO jest szkodliwe, leży „bogobojność” tych wszystkich „utytułowanych” przeciwników: czyż nie jest to ingerencja w boskie stworzenie świata? Oni wierzą, że Bóg stworzył wszystko dokoła i tak to powinno pozostać. A nie tam pchać się z jakimiś genami.
Tak przecież było i jest – kościół zawsze zwalczał rozwój nauki na wszelkie sposoby. Tylko Bóg może coś na tym padole zmienić – jeśli oczywiście zechce.
8 listopada o godz. 17:02 2293
A moze problemem jest to. ze Korporacje chca przejac wszystkie aspekty zycia. Nie skonczy sie to dobrze dla zwyklych ludzi – to pewne. Znane sa te filmy np. na YT o niszczeniu niezaleznych farmerow przez korporacje. Czy informacje ze 10 korporacji zajmujacych sie produktami zywnosciowymi jest w posiadaniu wszystkich fabryk dostarczajacych te produkty do marketow w zachodnim swiecie. Pozostaje proste pytanie -Czy Autor (wielki piewca GMO i Korporacji)ma z tego „cos” i tyle. Kto go „sponsoruje” i z czego zyje? Mysle ze dobrze sie ustawil i bardzo go za to podziwiam.
9 listopada o godz. 4:33 2294
bobek.
Nie kwestionujesz zalet (lub wad) GMO, natomiast krytykujesz korporacje. Zawsze tak było że wynalazki były wdrażane przez duże biznesy np. lokomotywy, samochody, samoloty, telefony komórkowe itp. gdyż tylko korporacje maja wystarczające fundusze i mogą powziąć ryzyko niepowodzenia wynalazku.
Podejrzewanie autora o stronniczość jest typowo polskie i obrzydliwe. Jest to kopanie poniżej pasa, jedna z metod gdy brak merytorycznych argumentów.
10 listopada o godz. 10:52 2295
Posiadam triche ziemi, którą dzierżawie innej osobie pod uprawe zbóż. Małą część pola zostawiłem jednak pod uprawe zbóż bez stosowania pestycydów, nawozów mineralnych itp. Zbiory z tej części pola są wykorzysrtywana przede wsztskim jako pasza dla kilku moich koni oraz w mniejszym stopniu jako pasza dla zwierzęta hodowlanych. Robie tak z obawy o zdrowie zwierząt i mojej rodziny, ponieważ szybko zorientowałem się jak rolnicy uprawiający zboża nadużywają oprysków,by zwiększyć swoje zyski. Np stosuje się opryski z roundup-u tuż przed zbiorami zbóż aby wysuszyc je i zwiększyń ich wartość na skupie. Nikt tego w Polsce nie kontroluje, w rezultacie szkodzi się przyrodzie, ludziom i zwierzętom. Niestety z moich obserwacji oraz z obserwacji inncyh mieszkańcó terenów wiejskich wynika, że jest to już trucie na wielką skalę, skutki mogą być tragiczne i nieodwracalne. Chciałęm się zatem zapytać dlaczego nie opisuje Pan GMO w szerszym kontekście? Przecież uprawa GMO, czyli roślin uprawnych modyfikowanych genetycznie, odpornych na działanie glifosatu, wiąże się właśnie ze stosowaniem roundup-u, w tym wypadku zastosowanie tych substancji bez żadnej kontroli i refleksji. Zwolennicy GMO są zaślepiony teoretycznymi możliwościami roślin modyfikowanych genetycznie.W praktyce zboża GMO + roundup = wyjałowiona ziemia i skażona żywność. W Polsce nikt tego nie kontroluje. Zamiast przysłychiwać się uprawianej od lat w Polsce jałowej gatce na temat GMO dlaczego nie zechce Pan ruszyć na polską wieś i porozmawiać z jej mieszkańcami, z rolnikami, którzy wnioskują na podstawie pewnych obserwacji? Na podstawie tego artykułu można pomysleć że autor jest Roundup Ready.